Grodziec – Bielice
26 sierpnia Stowarzyszenie „Nasz Grodziec” zorganizowało dwudniowy rajd rowerowy do Bielic. Szczerze mówiąc nazwa miejscowości docelowej nie mówiła nic nikomu z szesnastoosobowej ekipy biorącej udział w wyjeździe.
Ale zacznijmy od początku, bo początek wyjazdu przyniósł niespodzianki. Zgodnie z planem o godzinie 12.00 wyjechaliśmy z ulicy Leśnej, zgodnie z planem dojechaliśmy do Szczedrzyka, a tu, nie taka znów groźna awaria, przebita dętka. Załataliśmy dętkę i w drogę. Po dwóch kilometrach powtórka. Podczas zmiany dętki na nową odkryliśmy, że w naprawianym kole wypadły dwie szprychy. Właściciel pechowego roweru postanowił wrócić do domu. Z dwugodzinnym opóźnieniem wyruszyliśmy w dalszą drogę. Jechaliśmy przez Węgry, Kolanowice, Łubniany, Kup aż do Pokoju. Tu zrobiliśmy dłuższą przerwę, tu też trochę postraszył nas deszcz. Z Pokoju jechaliśmy wąskimi drogami leśnymi mijając po drodze wieś Siedlice, w której jedynie kilka domów wyglądało na zamieszkane. Parę kilometrów dalej znajdowała się agroturystyka Chata Leona, gdzie mieliśmy zamówione noclegi. W pobliżu Chaty Leona znajdują się olbrzymie stawy i siedliska orła bielika. Gospodarz poinformował nas, że nad stawami można zobaczyć polujące na ryby orły. Zaraz po odświeżeniu się poszliśmy nad stawy i rzeczywiście udało nam się zobaczyć bieliki. Wieczorem wspominaliśmy wyprawę na Białoruś i planowaliśmy kolejne rajdy. Dowiedzieliśmy się też, że nasi gospodarze prócz agroturystyki prowadzą także hodowlę owczarka szwajcarskiego. W niedzielę rano mieliśmy okazję zapoznać się z jednym z owczarków, Baronem de Chile. Po śniadaniu i zabawach z psem wyruszyliśmy w drogę powrotną. Podobnie jak dzień wcześniej jechało się bardzo dobrze, a średnia prędkość dochodziła do 24 km/h. Na obiad zatrzymaliśmy się w Turawie, od maja działa tam restauracja serwująca dania kuchni ukraińskiej. Do Grodźca dotarliśmy około 15.
Łącznie przejechaliśmy 126 km.
Krzysztof Kleszcz